Muszę nauczyć się tracić
Poprzedni wpis przygotowywałam tak naprawdę przez kilka dni, całkiem spory kawał czasu temu. Przez te kilka tygodni trochę się zmieniło i teraz muszę się wam wyżalić, bo płacz nie przynosi mi ulgi.
W poprzednim poście napisałam, że trenuję sztuki walki. To już nie aktualne. Przyznam szczerze, że trudno mi się z tym pogodzić, że zrezygnowałam chociaż tak naprawdę nigdy nie chciałam. Zrezygnowałam nie dlatego, że coraz częściej fizycznie czułam się źle, ale dlatego że nie chciałam, żeby moja mama cały czas się o mnie martwiła. Z jednej strony ją rozumiem i nie chcę, aby cały czas zastanawiała się czy coś stanie mi się na treningu czy może jednak nie. Jednak z drugiej jestem na nią zła, wkurzyła mnie tym, że chociaż wie jak wiele dla mnie znaczą treningi, że dzięki nim nie wpadłam najprawdopodobniej w depresję, znalazłam znajomych, zaczęłam bez strachu wychodzić z domu, stałam się odważniejsza itd., ona każe mi zakończyć to i najprawdopodobniej nigdy nie pozwoli mi wrócić. Jedynym moim pocieszeniem jest samodzielność. Gdy w końcu się usamodzielnię najprawdopodobniej wrócę do tego, bo kocham to robić. Nie wychodzi mi to najlepiej, jednak to moja pasja i ja sama nie zdecydowałam jeszcze o porzuceniu jej.
To taki krótki żalpost. Dziękuję, trochę mi lepiej, dzięki temu, że mogłam się wam wyżalić. Cóż mam wrażenie, że właśnie zdradziłam tyle szczegółów że każdy mnie rozpozna.
Mamo, jeżeli właśnie to czytasz, to przepraszam. Ja utrzymując się przez tyle czasu przy treningach, pomimo twego strachu, krzywdziłam cię. Byłam poprostu egoistką. Przepraszam
Dodaj komentarz